sobota, 6 października 2012

Rozmowa o pracę

Ciężko jest lekko żyć
Środa i piątek minęły mi na pływaniu i opychaniu się kurczakiem po tajsku, więc nic więcej na ten temat chyba nie muszę dodawać. No, może poza zdjęciem!

Czwartek za to był w jakiś sposób szczególny. Byłam bowiem na... rozmowie o pracę. Nie jestem jeszcze pewna, czy ją przyjmę, ale ciekawy jest sam sposób, w jaki ją znalazłam. Albo może raczej w jaki to ona znalazła mnie. Otóż kiedy pierwszego dnia po przyjeździe spacerowałam sobie po okolicy (odsyłam do postu "Ramkhamhaeng"), zobaczyłam wystawiony przed jednym z budynków szyld: "English teacher wanted". Stwierdziłam, że nie zaszkodzi wejść, popytać i zrobić rozeznanie. Przywitał mnie przesympatyczny Holender, który - jak się później okazało - już od kilku miesięcy uczy w tej szkole. Chwilę porozmawialiśmy, po czym poprosił mnie, żebym zostawiła swoje dane. W aplikacji, którą wypełniłam, nie było nawet możliwości zaznaczenia narodowości innej, niż Amerykańska, Kanadyjska, Brytyjska lub Australijska (dość wysokie wymagania jak na kraj, w którym nikt nie mówi po angielsku, a koordynatorem szkoły jest Tajka - tak właśnie, Tajka!), dopisałam więc piątą pozycję - narodowość polską. I tak oto po trzech dniach dostałam maila z zaproszeniem na rozmowę.

Moja mapa po zaledwie kilku dniach. Nie rozstajemy się!
Spotkanie trwało dobre 1,5h i miałam po nim kompletny mętlik w głowie; do teraz zresztą nic się nie zmieniło. Pani dyrektor (nie bardzo wiem, jak ją nazwać; "szefowa" brzmi raczej pretensjonalnie, "pracodawczyni" mało profesjonalnie, a "pracodawca" w połączeniu z czasownikiem rodzaju żeńskiego po prostu głupio) okazała się być sympatyczną, chociaż stanowczą i dość podejrzliwą osobą. Pytała mniej o bardziej lub mniej istotne szczegóły dotyczące wykształcenia i doświadczenia zawodowego, i mimo że chyba nie do końca odpowiadał jej mój młody wiek, to jednak ją przekonałam. "You are 24 so you don't know the tricks. But you have the charm." - tym akurat trochę mnie przekupiła!

Warunki wydają się być całkiem dobre, płaca też nie najgorsza, więc dlaczego się waham? Może dlatego, że Tajka bardzo dużą wagę przywiązywała do hasła "w mojej szkole obowiązują moje zasady". A może dlatego, że w listopadzie chciałabym się przeprowadzić w okolicę Lam Luk Ka, a podpisanie umowy wiązałoby się z jeżdżeniem co sobotę na Ramkhamhaeng. Odpowiedź muszę dać do niedzieli. Ale tak sobie myślę, że skoro praca znalazła się sama, i to już pierwszego dnia, to dlaczego nie miałaby się znaleźć także później? Quaerite et invenietis. Oby!

Pełna wątpliwości, wracałam do domu na piechotę. Nie było nawet sensu łapać autobusu, bo i tak wszystkie stały w korku. Poza tym, głowa w tym upale jakoś szybciej mi odparowuje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz