Święto to opisywałam już szczegółowo w zeszłym roku, więc radzę przewinąć posty. Obchodzone jest hucznie przez trzy dni, a główna atrakcja to polewanie się wodą i smarowanie twarzy błotowatą, białą mazią. Mnie osobiście jeden dzień zabawy wystarczy... ;) Na wszelki wypadek, warto jednak nosić telefon w specjalnej, plastikowej osłonie przez cały kolejny tydzień!
Tradycyjnie już, świętowałam Songkran razem z Chelsea, Kiddim, P'Kaew, DJ'em i kilkorgiem innych znajomych. Tym razem dołączyła też do nas Marysia! Tłumaczyłam jej: "Zobaczysz, to nie to, co nasz śmingus - dyngus. Będziesz zmoczona od stóp do głów. I brudna. I nie bierz torebki."
Uwierzyła chyba dopiero wtedy, gdy dotarłyśmy na miejsce i zobaczyła, jak wygląda Sukhumvit:
Ale zdaje się, że wszyscy mieliśmy mnóstwo zabawy!
Pierwszego dnia Songranu przypadają też urodziny Chelsea - w tym roku 30.! - więc mimo całodziennego szaleństwa w wodzie, wieczorem trzeba było zrobić się na bóstwo. Najpierw poszliśmy na obiad do meksykańskiej knajpy (ulubione jedzenie Chelsea), a potem do tzw. "rooftop baru", czyli jednego z licznych w Bangkoku barów pod gołym niebem znajdujących się na zagospodarowanych dachach wieżowców i wysokich budynków.
Happy birthday, Chels! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz