wtorek, 26 marca 2013

Środa (6. marca) - Safari Park, Ayutthaya (Bang Pa Inn, Wat Mahathat, Wat Phra Si Sanphet, Wat Yai Chai Mangkhon i słonie)

Nadal prowadzę warsztaty dla nauczycieli, ale teraz już nie w Prachin Buri, a w Rayong (prowincja ok. 300km na wschód od Bangkoku). O tym jednak również później, bo miałam trzymać się planu! Jesteśmy więc na środzie trzy tygodnie temu :)

Safari Park
Środa to był już ostatni dzień intensywnego zwiedzania. Pierwszym punktem wycieczki był Safari Park, czyli duże, "otwarte" zoo, gdzie zwierzęta oglądało się co prawda z wnętrza samochodu, ale za to one same miały dzięki temu trochę wolności. Zobaczyliśmy tam niemal wszystko - od sarenek, po tygrysy. Załapaliśmy się też na walkę bawołów, które jeden ze strażników odważnie próbował rozdzielić. Czy skutecznie- nie wiadomo, bo kazano nam odjechać ;)

Safari było jednak tylko rozgrzewką przez zaplanowanym na ten dzień zwiedzaniem Ayutthai. Ayutthaia (ok. 80km na północ od Bangkoku) to miasto założone w 1351 roku przez króla Ramę Thibodiego I, które szybko stało się znaczącym punktem handlowym, a w końcu nową stolicą Tajlandii (Królestwa Syjamu), zastępując tym samym Sukkhotai. Pierwszym miejscem, do którego się skierowaliśmy, był pałac Bang Pa Inn, znany także jako Pałac Letni. Jest to pochodzący z XIX wieku kompleks pałacowy, czyli miejsce, gdzie tajscy królowie udawali się na wczasy :) Zarówno ogrody, jak i pałac królewski (całość w stylu chińskim) robiły wrażenie, choć wysoka temperatura zmuszała nas raczej do skakanie z cienia w cień.

Bang Pa Inn - Pałac Letni
Następnym punktem wycieczki, już bardzo "tajskim", była Wat Phra Si Sanphet, czyli tzw. świątynia państwowa. Założona została w XV wieku przez jednego z królów (imiona królów są na tyle długie, że naprawdę nie ma sensu ich pisać, bo i tak każdy przeskoczy je wzrokiem...), a następnie stopniowo rozbudowywana przez kolejnych władców. Było co podziwiać! "Zahaczyliśmy" też (w Ayutthai wszystkie zabytki są w dość nieznacznych odległościach od siebie) o Wat Yai Chai Mongkhon, czyli jedną z największych w mieście czedi wzniesioną na pamiątkę zwycięstwa na Birmańczykami 1593r., gdzie znajduje się (kolejny!) posąg leżącego Buddy. Wcale mnie nie dziwi, że całe dawne miasto Ayutthaya i związane z nim zabytki zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO!

Wat Phra Si Sanphet
Po świątyniach przyszedł czas na pyszny, tajski lunch, po którym udaliśmy się wprost do Wat Mahathat, czyli jednego z najważniejszych w Ayutthai zespołów świątynnych. Ludzi była tam dosłownie garstka, więc mogliśmy nacieszyć się panującą wokół ciszą i tajemniczym, wręcz sakralnym spokojem. Ale żeby nie było zbyt patetycznie to dodam, że po obejściu ruin zjedliśmy najpyszniejsze na świecie Roti, czyli rodzaj małych, słodkich naleśników robionych z bananem lub z mlekiem skondensowanym i cukrem (Tajowie używają zamiennie "r" i "l", więc często można się też spotkać z nazwą "Loti").

Wat Mahathat
Na zakończenie, żeby tradycji europejskiego turysty w Azji stała się zadość, zdecydowaliśmy się wszyscy na przejażdżkę na słoniach. Matko jedyna! Marysia i ja ledwo uszłyśmy z życiem! ;) Nie wiem, czy to przez wadliwą słoniową ławeczkę, która niejako pełniła funkcję siodła, czy przez niekontrolowane ataki śmiechu, które uniemożliwiały nam wszystko, a już na pewno właściwe trzymanie się, ale po zejściu wiedziałyśmy już, że akurat słonie to chyba nie są nasze ulubione zwierzęta ;)

Dzień zaczął chylić się już ku końcowi; pomachaliśmy więc słoniom, pożegnaliśmy się z resztą Ayutthai i wsiedliśmy do naszego busika. Przewodnicy nie zawieźli nas jednak z powrotem do hotelu, a wprost na lotnisko, gdzie zapakowaliśmy się w samolot na Koh Samui i wystartowaliśmy, zostawiając za sobą tłoczny Bangkok.


Ogrody w Pałacu Letnim


Przed wejściem trzeba oczywiście zdjąć buty!
Jedno z moich ulubionych zdjęć
Posąg przy Wat Phra Si Sanphet, czyli świątyni państwowej
Posągi
Marysia w Wat Phra Si Sanphet
Kolejny leżący Budda
Uwielbiamy ananasy!
Nasi przewodnicy, Tata, Marysia i ja
Ruiny Wat Mahathat
Ruiny
Posąg Buddy
Słoń rodziców był grzeczniejszy niż nasz!
Próbujemy przeżyć :)
Czekamy na samolot!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz