Zaczęłam naukę
tajskiego! Nie jakąś intensywną, bo tylko raz w tygodniu, ale jest szansa, że coś mi jednak w głowie pozostanie. No i może te wszystkie otaczające mnie znaki przestaną być w
końcu taką czarną magią! Mam nadzieję.
Liczby |
Nie chciałam
zapisywać się na kurs, bo wcale nie zależy mi na tym, żeby przez pierwszy
miesiąc wałkować alfabet, a potem nauczyć się kilku podstawowych, zupełnie
bezużytecznych słów. Poza tym, kursy tajskiego też swoje kosztują. Dlatego
zapytałam poznane w wake parku siostry – bliźniaczki (generalnie ciężko mi je rozróżnić,
chociaż teraz jedna ma na brodzie dziewięć szwów, więc jest łatwiej - próba obrotu 360 z kickera) czy nie chciałyby nauczyć
mnie podstaw praktycznego tajskiego w zamian za jakiś inny język, np.
hiszpański (po angielsku mówią płynnie – takie okazy tylko ze szkół
międzynarodowych). Dziewczyny bardzo zapaliły się do tego pomysłu, chociaż
powiedziały, że wolałyby uczyć się…polskiego! Wiadomo, że rodzimego języka nie
uczy się tak łatwo, jak obcego, ale ile jest przy tym zabawy ;) A zanim
dojdziemy do zasad koniugacji i deklinacji to jeszcze trochę minie…
Pierwsze znaki |
Pomysł został
rzucony we wtorek, a spotkałyśmy się już wczoraj, z planem regularnego
spotykania się w każdy piątek u dziewczyn w domu (mieszkają niedaleko wake
parku). Był to mój pierwszy raz w tajskim domu - charakterem przypominał mi
trochę ten, w którym mieszkałam przez parę tygodni u pewnej meksykańskiej rodziny z
dala od wszelkiej turystycznej cywilizacji - i z pierwszym obiadem wprost z
tajskiej kuchni. Pyszności! Zanim wrócę do Polski, koniecznie muszę wziąć
przepis na kurczaka w zielonym curry. Uwielbiam curry!
Nasze spotkanie
zaczęłyśmy od tajskiego; już nie wiem, czy trudniejsza jest
właściwa wymowa, czy właściwy zapis! Pocieszam się tym, że gramatyka jest ponoć bardzo
prosta. Dowiedziałam się też paru rzeczy, które nieźle namieszały mi w głowie...
Okazuje się, że po tajsku nie robimy odstępów pomiędzy wyrazami, a więc jedno
zdanie to jeden długi ciąg znaków; odstęp oznacza więc koniec zdania lub
przecinek (nie występują znaki interpunkcyjne), co czasem może być powodem
nieporozumień. Tajowie nie używają też liczby mnogiej, więc jeśli na przykład
chcemy powiedzieć, że mamy czegoś więcej, niż jedną sztukę, to albo od
razu podajemy liczbę, albo czekamy na zainteresowanie i chęć zapytania ze strony
rozmówcy. Nie żartuję!
Om nom nom! |
Gdy mój mózg
parował już od tajskich szlaczków, uraczyłyśmy się pysznym curry i przeszłyśmy do
języka polskiego. Dziewczyny wiedziały mniej więcej, z czym to się je, bo miały
jakąś tam styczność z rosyjskim i niemieckim (wbrew pozorom, do porównań nadaje
się jak znalazł!), ale chyba poziom trudności wymowy przerósł ich najśmielsze
oczekiwania. I tak, omówiwszy alfabet, spędziłyśmy dobrą godzinę ćwicząc „ś”,
„ć”, „ź”, „ż”, „dź”, „dż”, „sz” i „cz”… ;)
Spółgłoski połączone z samogłoskami |
Tak naprawdę, to z niecierpliwością czekam już na kolejny piątek! Póki co, muszę nauczyć się
znaków liczb (to się przyda do rozszyfrowywania niektórych autobusów w Pathum
Thani) oraz pozostałych znaków (z wymową) spółgłosek i samogłosek, które
zdążyłyśmy przerobić. Najtrudniejsze jest to, że znak zapisany inną czcionką
lub innym charakterem pisma wygląda już dla mnie zupełnie inaczej. Chyba zrobię
dzisiaj na ulicy jakiś językowy rekonesans albo „poczytam” ulotki, może się
czegoś dowiem ;)
Fajnie :)
OdpowiedzUsuńP.S. A co to za dania na stole? ;)
OdpowiedzUsuńTo zielone w małej miseczce to kurczak w zielonym curry, w tej większej obok to wieprzowina (chyba) w zwykłym curry, nad nią jest nasza "ulubiona" suszona cuttlefish (haha serio) i w tej małej miseczce poniżej jest sos do niej. A po lewej cukinia i ryż. Była jeszcze całkiem europejska micha sałaty! ;)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńUdało mi się stworzyć aplikację gdzie po polsku można uczyć się tajskiego alfabetu. Może ktoś będzie zainteresowany. 101 alphabets w google play i app store.
https://play.google.com/store/apps/details?id=pl.mffn.oneOOneAlphabets
Usuń