Jasełka, czyli rozmazane, tańczące aniołki |
Zgodnie z poradą
(dziękuję!) pojechałam trochę wcześniej, akurat żeby zdążyć na jasełka.
Szczerze mówiąc, zupełnie już zapomniałam o tej tradycji! Przedstawienie się
udało, a dzieci nagrodziliśmy zasłużonymi brawami. Zaraz potem zaczęła się msza;
niestety, po tajsku, ale byłam o tym uprzedzona. Po mszy za to miało miejsce
zabawne zdarzenie. Przy ołtarzu stanęli księża, a do nich w kolejce ustawiło
się kilkadziesiąt osób; myślałam, że to błogosławieństwo, więc grzecznie
stanęłam w rządku razem z pozostałymi. Przy ołtarzu okazało się jednak, że to
wcale nie błogosławieństwo; księża, za okazaniem tajemniczego kuponu, wręczali
wiernym pudełka o równie tajemniczej zawartości. Kuponu oczywiście nie miałam,
więc zrobiło mi się strasznie głupio, ale skąd miałam wiedzieć… Wycofałam się
więc chyłkiem przed kościół (choć ciężko mówić o wycofywaniu się chyłkiem, gdy
jest się białym o kuli i z nogą w zielonym gipsie), gdzie częstowano pyszną,
tajską , bliżej niezidentyfikowaną zupą (z ryżem, mięsem, małymi krewetkami i
trawą cytrynową – tyle udało mi się zidentyfikować) i lodami, do których
ustawiła się taka kolejka, że postanowiłam poprzestać na zupie. Prawie udało mi się zapomnieć o incydencie z pudelkami! I wówczas
podszedł do mnie obcy chłopak, wręczając jedno z nich; takie samo, jakie wcześniej
dostawali szczęśliwi posiadacze kuponów. Wyobraźcie sobie moje zakłopotanie!
Kategorycznie odmówiłam, ale chłopak był uparty i łamaną angielszczyzną
wyjaśnił, że ma ich (jeszcze nie wiedziałam, czego) w domu dużo i że to
prezent. Nie wypadało już odmówić. Podziękowałam, żałując, że nie mam się czym
odwdzięczyć.
Wracając do domu
odkryłam, że tajemnicza zawartość pudełka to duży, pięknie rzeźbiony krzyż, w
dodatku z napisem po tajsku. Będzie pamiątka!
haha ta zupa to ich tradycyjna potrawa wigilijna, więc miałaś okazję poczuć smak świąt w Tajlandii :)
OdpowiedzUsuńpyszna! :)
OdpowiedzUsuń