|
Wieniec Marka (z liści bananowca) i mój (chlebowy) |
Jestem chora!
Biorąc pod uwagę fakt, że codziennie mam styczność z maluchami, które mają na
swoich rękach dosłownie wszystko, a do tego regularnie kaszlą i kichają, to nie
powinno mnie to dziwić. Nie sądzę, żeby to była jakaś tajska zaraza (oby!), ale
gorączka zrobiła swoje i siedzę dziś w domu. Idealny moment, żeby uzupełnić
posty na blogu! Znajomy został wydelegowany do wake parku (ale tak naprawdę to
bardzo o mnie dba!), więc jest chwila na pisanie.
|
Dzieci ubrane były tego dnia w tradycyjne stroje |
Dwa tygodnie
temu, czyli w środę 28. listopada (pełnia księżyca 12. miesiąca kalendarza tajskiego), przypadało święto Loy
Krathong. W tym dniu, zwykle wieczorem, puszcza się na rzece kupione lub ręcznie
wykonane wianuszki. Tradycyjnie są one robione z liści bananowca, a potem
przyzdabiane kwiatami, świeczkami i kadzidełkami, ale popularne są też wianki z
barwionego chleba (zostają one natychmiast zjedzone przez ryby) oraz te
najtańsze i zupełnie nieekologiczne, z plastiku. Rzucając wianek na rzekę,
odpędzamy od siebie złe duchy i wszelkie nieszczęścia. Przypomina mi to trochę
naszą Marzannę i powitanie wiosny, gdy wrzucamy do wody kukły.
|
Dziewczyny wystrojone przed występami |
Tego dnia przed
południem nie mieliśmy zajęć, za to pojawiliśmy się w przedszkolu z naszymi
wianuszkami. Dla dzieciaków były zorganizowane różne gry i zabawy, w których
May, Mark i ja nie omieszkaliśmy aktywnie uczestniczyć, co bardzo bawiło naszą
publikę :) Były
wyścigi na skorupach kokosa (dwie połówki kokosa przewleczone i połączone
sznurkiem; sznurek trzyma się w ręce, a stopy kładzie na kokosowych połówkach,
wsuwając wystający z nich sznurek pomiędzy palce – aby iść, musimy
zsynchronizować nogi i ręce, a więc jednocześnie podnosić albo prawą nogę i prawą
rękę, albo lewe), „latanie” na miotłach z liści bambusa i uderzenie kijem w
metalowe pudło z zawiązanymi oczami. Nie zabrakło też występów dzieci, kilku
przemów nauczycieli i pani dyrektor oraz tradycyjnych tańców, do których tym
razem zostaliśmy zmuszeni („Teachers! Teachers!”… a więc chowanie się w
ostatnich rzędach nic nie dało). Po zakończeniu obchodów, wzięliśmy nasze
wianki i – tak jak 450 maluchów - wsadziliśmy je do przedszkolnego bajora, z
którego pan porządkowy regularnie je usuwał i wyrzucał do kosza. Nie mogliśmy
tego przeboleć, chociaż dzieci nie wydawały się tym faktem chyba aż tak
zgorszone, jak my.
|
Tradycyjne, smażone mleczko kokosowe |
|
Mleczko kokosowe z dynią lub szczypiorkiem |
|
Wyścigi na skorupkach kokosa |
|
Bambusowe latające miotły (koniki?) |
|
Wieńce w przedszkolnej fontannie |
|
Ważny moment! |
Następnego dnia
rano, wzdłuż kanałów, oglądać można było resztki po ozdobnych wiankach i górę
śmieci. To nie pierwszy raz, gdy widzę, że Tajowie nie są mistrzami ekologii.
Mam nadzieję, że już dzisiaj czujesz się lepiej?
OdpowiedzUsuńDziękuję, już lepiej, w piątek nawet poszłam do pracy! Niestety nieszczęścia chodzą parami, więc wczoraj pływając dość poważnie uszkodziłam kolano :( Póki co cierpię i szukam dobrego lekarza. O tym też w kolejnym poście!
OdpowiedzUsuńJedź koniecznie do szpitala. Jednym z lepszych jest
OdpowiedzUsuńSamitivej Sukhumvit Hospital
133 Sukhumvit 49
Klongtan Nua
Wattanga
Bangkok 10110
THAILAND
Telephone: + 66 2 711 8181
Fax: + 66 2 391 1290
Web Site: http://www.samitivej.co.th
Wklejam Ci adres stronki. Tam lekarze mowia plynnie po angielsku.
Drugi bardzo dobry szpital Siriraj Hospital należy do uniwersytetu Mahidol i leczy sie tam zawsze Król Tajlandii. http://www.si.mahidol.ac.th/eng/
Szpital znajduje się dosc dalego, bo na zachodnim wybrzeżu Chao Phraya River w pobliżu uniwersytetu Thammasat, ale warto się tam udać, żeby otrzymać naprawdę fachową pomoc. Możesz spróbować wszędzie, ale te miejsca są sprawdzone nie tylko pod względem języka, ale przede wszystkim fachowości świadczonych usług.
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)