|
Niedawno mój brat miał urodziny! :) |
Powoli tajeję. Nie pamiętam już dnia bez ryżu i co gorsza, wcale za takim dniem nie tęsknię. Zasmakowało mi nawet mięso na patyku! Chociaż tajską kiełbasę nadal uważam za paskudztwo. Codziennie o świcie wlokę się do pracy zapchanym autobusem (poprzedni motocykl nie należał do mnie i musiałam się z nim rozstać; nadal szukam nowego) otoczona wpatrującymi się w swoje telefony Tajami, samej nie pozostając w tyle (niestety). Uświadomiłam też sobie, że nie bardzo pamiętam, jaki dokładnie jest mój naturalny kolor skóry... Ale na pewno nie był to odcień brązu; raczej różowawej bieli ;) Mówiąc "odcień brązu" nie mam też niestety na myśli pięknej, złotej, turystycznej opalenizny, tylko raczej ciemne plamy "na wakeboardera w ortezie" - opalone ramiona, twarz i nogi do linii szortów (w tym jedna na całej długości w białe paski), a reszta biała. Generalnie rzecz biorąc, wyglądam na brudną ;) Nie opuszcza mnie też tajska wysypka, która wywołuje takie swędzenie, że już nawet drapanie o szafę na niewiele się zdaje. Potem tajskie muchy nie dają mi spokoju, bo lubią siadać na wszystkich zadrapaniach. Za to właśnie szczerze ich nie cierpię! Ratunkiem jest maść tygrysia i polski Fenistil. Dowiedziałam się też, że jest coś takiego jak alergia na ugryzienia niektórych owadów oraz maść, która przed tym ratuje; jestem na etapie szukania jej w aptekach :) Aha, no i pogoda. Jakoś teraz tak chłodniej. Niby termometr pokazuje w ciągu dnia te 32 stopnie, ale wcale nie jest mi gorąco. Chyba że pada, wtedy wilgotność staje się dość męcząca. Jednak odczucie ciepła mam zdecydowanie inne, niż na początku. A może po prostu przełomem okazały się katastrofalne temperatury w kwietniu i w maju. "Koszmar minionego lata" brzmi tu bardzo adekwatnie!
|
A tu jeszcze 4. lipca - świętujemy Dzień Niepodległości (USA) i bawimy się światłem |
W pracy całkiem nieźle, a nad potworami udało mi się już chyba zapanować :) Ale zdążyłam się też zorientować, że nasza sekcja English Program to istna sielanka w porównaniu z tym, co dzieje w sekcji obok, gdzie dzieci uczą się "normalnym" trybem. "Normalny" wzięłam w cudzysłów, bo żaden zdrowy na umyśle farang nie nazwałby tajskiego systemu edukacji normalnym. Jedyne jednak, czego nadal nie mogę zdzierżyć, to poranne wstawanie. To też sprawia, że po południu ledwo się czołgam, a po powrocie do domu marzę tylko o pójściu spać. I jak to pogodzić z aktywnym życiem? Ale na szczęście w ciągu roku jest też parę świąt, które David - mój kolega z pracy - i ja dokładnie już sprawdziliśmy ;) W miniony poniedziałek obchodziliśmy Asalha Puja i z tej okazji wolne było od soboty aż do wtorku - większość czasu spędziłam oczywiście na wodzie. Następne święto to urodziny królowej w połowie sierpnia. Już się nie możemy doczekać, żeby razem z wszystkimi celebrować ten dzień ;)
|
Press na przeszkodzie, czyli długi weekend i wieczorna sesja na wodzie |
|
|
|
|
Mam jednak wrażenie, że moja nowa praca była niejako zrządzeniem losu. Zwłaszcza po wiadomości, jaką usłyszałam w miony wtorek wprost od właściciela wake parku: w przeciągu 1,5 miesiąca mają zamontować wokół akwenu sztuczne oświetlenie, dzięki czemu będzie można pływać także po zmroku, a wyciąg będzie otwarty nawet do 22.00! Przypominam, że w Tajlandii ściemnia się około 18.00 w okresie zimowym i przed 19.00 latem. Ceny pewnie pójdą w górę, ale zdaje się, że zarówno to, jak i zmęczenie po pracy przestaną być w tym momencie istotne! :)
A tak na marginesie - natknęłam się dzisiaj na artykuł w języku angielskim o katastrofalnym w skutkach systemie edukacji w Tajlandii. Artykuł jest dość subiektywny i pisany chyba przez dość rozgoryczonego faranga, ale jednocześnie bardzo prawdziwy - znalazłam potwierdzenie dosłownie w każdym aspekcie. Więc jeśli ktoś czuje się językowo na siłach, to zachęcam do lektury:
http://ireport.cnn.com/docs/DOC-985267?fb_action_ids=217024221783091&fb_action_types=og.recommends&fb_source=other_multiline&action_object_map={%22217024221783091%22%3A132946340185643}&action_type_map={%22217024221783091%22%3A%22og.recommends%22}&action_ref_map=[]
P.S. Aktualizacja z dnia następnego, czyli sprzed chwili: coś mi się chyba pomyliło, jak wczoraj pisałam o pogodzie. Właśnie byłam na dworze i jednak nadal jest gorąco! ;)
"Dowiedziałam się też, że jest coś takiego jak alergia na ugryzienia niektórych owadów oraz maść, która przed tym ratuje" o dziwo mam to w Polsce a w Tajlandii nie :D za to właśnie uwielbiam ten kraj, bo tamtejsze owady w przeciwieństwie do naszych rodzimych nie lubią mnie :) Co do tajskiej wysypki, to ja ją miałam od wody, oczywiście nie takiej z kranu, ale z ulicy, kiedy się lało w czasie pory deszczowej lub z jeziora/rzeki. Pomogała mi na to maść szałwiowa, którą zabrałam z PL. Smarawałam wieczórem i rano budziałam się bez tego paskudztwa :)
OdpowiedzUsuńSzczęściara! Mnie wszystkie owady uwielbiają, ale tajskie w szczególności... ;] Na szałwię bym nie wpadła, poproszę brata, żeby we wrześniu mi przywiózł, dzięki! Póki co ratuję się na zmianę tajskim Clinivate-N, Fenistilem i maścią tygrysią, ale żadne na dłuższą metę nie daje rady :( Polecono mi jeszcze Clinoderm, ale nie mogę nigdzie dostać. Sama nie wiem, od czego to jest - niewykluczone, że od wody (nie cierpię ruchomych płyt chodnika! pewnie wiesz, dlaczego), chociaż w wake parku taplam się w każdy weekend (sztuczny zbiornik), więc już dawno powinnam zejść z tego świata ;) A najgorzej jest od kolan w dół, po same czubki palców u stóp :( Cokolwiek to nie jest, jak nic tajska zaraza! ;)
Usuń