czwartek, 4 kwietnia 2013

Wielkanoc i straszne upały

Wesołych Świąt
Z Rayong wróciłam w środę wieczorem, a już dzień wcześniej pojawili się ponownie w Bangkoku Paulina i Krzysiu, czyli znajomi-nieznajomi z Warszawy, którzy podróżują po Azji; pisałam o nich we wcześniejszych postach! Teraz wracali z południowej Tajlandii, którą byli zachwyceni, i z Birmy. Spotkaliśmy się następnego dnia po moim powrocie, czyli już w czwartek, który miałam wolny. Jako że pogoda nas w tej chwili nie rozpieszcza i 40 stopni w cieniu (sic!) daje się we znaki wszystkim - także Tajom! - to wszelkie pomysły włóczenia się po mieście zostały z góry odrzucone. Na szczęście Paula i Krzysiu mieli w swoim hotelu basen, z którego ochoczo skorzystaliśmy; i tak minęły nam leniwe dwa dni.

W sobotę musiałam iść do pracy, ale nie chcieliśmy z tego powodu rezygnować z tradycji malowania jajek! Umówiliśmy się więc po południu, tym razem u mnie, z jajkami i pisakami. No i z tajską whisky ryżową, która pomagała nam w pracy ;) Jajek kupiliśmy dwa rodzaje: gotowane białe i gotowane różowe, mając nadzieję, że będą zjadliwe (różowe jajka są w Tajlandii dość popularne; my wybraliśmy je tylko ze względu na kolor, choć wiemy, że uzyskuje się go - tak samo zresztą jak specyficzny smak - przez wcześniejsze namaczanie ich w specjalnym roztworze). Następnego ranka okazało się jednak, że byliśmy w dużym błędzie...

Różowe jajka są w Tajlandii dość popularne
W Niedzielę Wielkanocną poszliśmy rano do kościoła; nie załapaliśmy się niestety na jajka w pięknych, dzierganych kubraczkach, które rozdawał ksiądz, ale dostaliśmy za to butelkowaną wodę święconą - na samodzielne święcenie potraw jak znalazł! ;) Gdy wróciliśmy do domu, zabraliśmy się za świąteczne śniadanie, czyli... za opróżnienie mojej lodówki z polskich pyszności przywiezionych jeszcze przez rodziców :D Tak więc był chleb, kiełbasa, szynka, ser i ogórki kiszone, a na deser kisiel i ostatnie Prince Polo... :) No i były też te nieszczęsne jajka. Najpierw przekroiliśmy białe. Wiedzieliśmy, że będą bardzo słone, bo zwykle maczane są one wcześniej przez trzy tygodnie w roztworze solnym (to akurat wiem, bo kiedyś moje przedszkolaki je przygotowywały i we wszystkich klasach stały słoiki z jajkami). Nie wiedzieliśmy jednak, że będą tak niedobre! Wzięliśmy więc tylko po symbolicznym gryzie, skrzywiliśmy się i natychmiast z nich zrezygnowaliśmy. A przynajmniej z białych, bo jeszcze były różowe... Rozbiłam. Zaczęłam ściągać skorupkę. Wiedziałam, że będą w środku czarne, ale nie byłam gotowa na coś tak paskudnego! To, co powinno być białkiem, miało postać czarno - zielonej galaretki, a "żółtko" było czarną, budyniowo - żelowatą substancją o zgniłym zapachu. Nikt z nas nie był w stanie spróbować nawet odrobinki. Na samo wspomnienie robi mi się niedobrze; wolałabym już zjeść świńskie ucho ze straganu!

Po świątecznych pysznościach i z traumą po różowym jajku, pojechaliśmy jeszcze razem do hotelu Pauli i Krzyśka poleniuchować w basenie. A potem trzeba było się już żegnać, bo następnego dnia ja szłam do pracy, a warszawscy znajomi łapali autobus do Kambodży.

Woda święcona w butelce
Sobotnie malowanie jaj
Gotowi do śniadania!
Krzysiu za dużo się rusza
Najpierw rozkroiliśmy białe jajka...
...a potem było już tylko gorzej...
...i gorzej...




...i NAJGORZEJ!

Ale był też basen na orzeźwienie,
uliczne Roti z bananem
i cygara w liściu bananowca przywiezione wprost z Birmy - po 10gr sztuka!





8 komentarzy:

  1. W Tajlandii są trochę lepsze cygara, bo zawinięte w liście eukaliptusa. Może będziesz miała okazję kiedyś spróbować ;) Nie pal jednak do końca, bo można nie wstać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha dzięki, już przy birmańskich się zorientowaliśmy ;) W takim razie może te eukaliptusowe też uda mi się gdzieś wyhaczyć! ;)

      Usuń
  2. Haha i przygotuj się na jeszcze większe upały :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zakładam, że więcej stopni, niż teraz pokazują - 41 w cieniu - to nie będzie, ale gdy w końcu spadnie deszcz, to odczuwalnie będzie pewnie znacznie paskudniej... Ale może się już trochę przyzwyczaiłam! :P Jedna Tajka mi niedawno powiedziała, że w sumie to aż tak gorąco to teraz nie powinno być. Zdaje się, że po prostu zabraliśmy Wam te kilka stopni z Waszej wiosny... :P

      Usuń
  3. Wiesz co powinno być jeszcze trochę cieplej i 42 stopnie to wcale nie jest anomalia, jeśli chodzi o część centralną Tajlandii, ale pewnie już tego tak bardzo nie odczujesz, bo organizm się zdąży przyzwyczaić do takiej temperatury ;) Ale Ci zazdroszcze tego ciepła!!! Jak ja nienawidzę zimy!!! Już bym nawet to różowe jajo zjadła, żeby tylko mieć tutaj przynajmniej 20 stopni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha o nie, to w takim razie musisz być już zdesperowana! ;) Faktem jest że ominęła mnie w tym roku zimowa depresja, bo mimo że zimę jako taką lubię, to tej miejskiej, szarej chlupy nie znoszę. A już na pewno nie w kwietniu! ;)

      Usuń