Trudno uwierzyć, że to już połowa kwietnia! Nawet wiosna przypomniała sobie w końcu o zmarzniętych Europejczykach (tak tak, informacje o słońcu, wiośnie, lecie, grillu i spływach kajakowych bombardują mnie ze wszystkich stron), czego Wam nawet trochę zazdroszczę. Tak jak za jesienno - zimową aurą (zwłaszcza w mieście!) za bardzo nie przepadam, tak polska wiosna i lato kojarzą mi się wyłącznie pozytywnie. Aspekt pogodowy pozostaje jednak w Tajlandii niezmienny, choć powoli zaczyna już nadciągać pora deszczowa - ubiegłej nocy obudziła mnie iście monsunowa burza z grzmotami, błyskawicami i ścianą wody. Ale w ciągu dnia jest jeszcze póki co dość spokojnie. Oby jak najdłużej! Pora deszczowa nie należy do moich ulubionych, a jeśli komuś się wydaje, że deszcz orzeźwia... Nie, tropikalny deszcz wcale nie orzeźwia, zwłaszcza gdy jedziemy motorem do pracy.
|
Już zaraz, już za chwileczkę... |
Całe dwa tygodnie poświąteczne spędziłam w nowej pracy, choć mój tymczasowy, kwietniowy grafik jest dość nieregularny, a co za tym idzie - niezbyt męczący (jeszcze do początku maja dzieci mają wakacje letnie - ja pracuję co prawda w szkole językowej, do której tak bardzo się to nie odnosi, ale frekwencja uczniów jest w związku z tym nieco niższa). Jednak dwa tygodnie szybko minęły i nadszedł 13. kwietnia, a wraz z nim Songkran - chyba najważniejsze święto w roku!
Songkran to tajski Nowy Rok, który trwa oficjalnie trzy dni (w tym roku były to sobota, niedziela i poniedziałek), jednak dni wolne od pracy przedłuża się zwykle o jeszcze dwa kolejne. Tajowie często wykorzystują ten czas na spotkania z rodziną czy odwiedzenie bliższych lub dalszych krewnych i znajomych. Święto to wywodzi się prawdopodobnie z Indii i przechrzczone zostało przez turystów na Święto Wody (Water Festival) ze względu na tradycję oblewania się w tym - oraz w ciągu dwóch kolejnych dni - wodą. Krótko mówiąc, jest to gigantyczny, trzydniowy śmingus - dyngus! Imprezy "wodne" organizowane na tak dużą skalę, że ci, którzy mają ku nim jakiekolwiek obiekcje, lepiej żeby zostali w domu.
Mówi się, że najlepszy Songran jest w Chiang Mai (na północy Tajlandii), a przynajmniej tak twierdzą przewodniki. Jednak Tajowie, których spotkałam, rzadko kiedy to potwierdzali, a po tym, co przeżyłam tutaj, nie sądzę, żeby w Chiang Mai mogłoby być jakkolwiek lepiej, czy nawet inaczej! To święto chyba wszędzie wygląda mniej więcej tak samo.
|
...do boju!!! :D |
W sobotę, czyli w Songkran, przypadały też urodziny Chelsea - powodów do świętowania było więc już więcej, niż jeden :) Spotkaliśmy się - Chelsea, Kiddee, kilkoro ich znajomych i ja - przed południem, zwarci i gotowi zmierzyć się z tym, co nieuniknione. Zjedliśmy szybki lunch, przebraliśmy w ciuchy "na ewentualne stracenie", uzbroiliśmy w psikawki (podłączone do zbiorników z wodą, które mieliśmy na plecach!), małe, nieprzemakalne torebki i byliśmy gotowi. Plan był taki, żeby najpierw jechać na Silom, a potem na Khao San, czyli dwa centralne punkty zabawy. Czas, start!
Spodziewałam się wszystkiego, ale chyba nie tego. TŁUM ludzi. Wszyscy z psikawkami, wiadrami, wężami i innymi wynalazkami. Nie minęła sekunda, a byliśmy mokrzy od stóp do głów :) Oraz brudni od tajemniczego proszku, który w stanie stałym wyglądał jak kreda, a po zmieszaniu z wodą robiła się z niego błotnisto - gliniano - gipsowa maź. Można to było kupić wszędzie, mieszało się potem w wiaderku (które też były wszędzie) i wcierało ludziom w twarz. Ot, taka zabawa! :D Poza tym, wielu Tajów upodobało sobie wielkie beczki z wodą, do których wsadzali... gigantycznych rozmiarów bryły lodowe, aby potem taką zmrożoną wodą oblewać pozostałych. Cała zabawa wygląda mniej więcej tak: idzie się ulicą, atakując wszystkich naokoło, a wszyscy naokoło atakują nas :) Co chwila przechodzi ktoś z wiaderkiem i rozpuszczoną białą mazią i wciera nam ją w twarz; my, próbując zetrzeć ją z ust lub wyjąc z oczu, rozmazujemy ją dalej, po włosach i ubraniu. Po chwili ktoś wylewa na nas kubeł lodowatej wody, zmywając z nas mniej więcej tę nieszczęsną maź, my uciekamy, ale w tej chwili dostajemy wodą z drugiej strony, a następnie przechodzi kilka osób z wiaderkami i znów jesteśmy cali w białej papce ;) Istny raj dla dzieciaków!
|
Biała maź, jeszcze w postaci kredy |
Na Silom i Khao San było podobnie; może poza tym, że na Silom dałoby się jeszcze wetknąć jakąś szpilkę, a na Khao San już nie. Na koniec dnia udało nam się załapać na jeszcze jedną atrakcję - tajscy znajomi zorganizowali pick-upa, na którego załadowaliśmy beczkę z wodą i przez dobrą godzinę jeździliśmy po centrum, oblewając ludzi. A oni nas! Jest to dość popularna rozrywka i wiele takich pick-upów jeździ po mieście. Ludzie na ulicy często machają, żeby je zatrzymać i zaczynają w ten sposób wodne bitwy. Niestety, tym razem to na ogół my "przegrywaliśmy", bo nasza woda była ciepła, a w odwecie dostawało nam się zwykle lodowatą ;) Po prawie siedmiu (sic!) godzinach zabawy, wszyscy mieliśmy już trochę dosyć i chyba po raz pierwszy w Tajlandii było mi wtedy naprawdę zimno. Zapakowaliśmy się do taksówek (o dziwo, taksówkarze nie mieli nic przeciwko mokrym i brudnym pasażerom, ale tego dnia nie dało się tego po prostu uniknąć) i ruszyliśmy do domu, marząc o gorącym prysznicu i suchych ubraniach. W planie mieliśmy jeszcze wspólny obiad, na który dotarliśmy - już przebrani - dopiero około 22.00. To był naprawdę niesamowity i baaaardzo mokry dzień!
|
Idealnie uchwycona chwila. I tak było przez cały dzień! |
|
|
|
W niedzielę i poniedziałek miałam już dosyć wody, więc pozwoliłam sobie na trochę lenistwa w domowych pieleszach. Tylko idąc na obiad musiałam się chować i przemykać którędy tylko się dało, bo cała moja ulica obstawiona była gotowymi na wodną bitwę Tajami... :)
No a jutro znów do pracy. Koniec wakacji!
|
Silom wyglądała tak... |
|
... a Khao San tak! |
|
Brandy i Chelsea - ta ręka smarująca mazią nie jest ręką żadnej z nich! ;) |
|
Przed wodą nie da się schować |
|
Szczęśliwego Nowego Roku! |
A u nas niektórzy narzekają na zbyt mokrego dyngusa... ;D
OdpowiedzUsuńPrawda, ale to chyba głównie dlatego, że masz na sobie nieco więcej, niż szorty i t-shirt :D No i wszyscy Tajowie wiedzą, czego się spodziewać, więc nawet ci "normalnie ubrani" noszą przez ten okres telefony w woreczkach lub plastikowych ochraniaczach - podpatrzyłam w BTSie! ;)
Usuń