|
Niedzielne powitanie TWP. Dziękuję Patrykowi za koszulkę i okulary!!! |
Minął dopiero tydzień w Tajlandii, a ja mam wrażenie, jakbym nigdzie nie wyjeżdżała. Święta w domu minęły szybciej, niż bym sobie tego życzyła; mimo, że cały czas spotykałam się z rodziną i przyjaciółmi, a do tego bez przerwy jadłam, to ani nie zdążyłam się ze wszystkimi zobaczyć, ani wszystkiego zjeść... ;) Jeszcze dzień przed wyjazdem smażyłam szybko naleśniki, które już tyle razy marzyły mi się na obczyźnie (śmiejcie się, ale takiego polskiego naleśnika z cukrem lub konfiturą to ze świecą szukać!), dopychałam maminymi klopsikami i zajadałam piernikami (to już tak poświątecznie, bo wcześniej to wiadomo, co królowało na stole). Ale największy błąd popełniłam robiąc "powrotne" zakupy do Tajlandii z pełnym brzuchem... Leży więc teraz w lodówce ostatnia już paczka sera i strasznie mi żal ją otwierać! Naprawdę nie wiem, dlaczego nie przywiozłam więcej.
|
Bangkok dzisiaj, za dnia i w nocy. Zdjęcie od Chelsea Hedrick |
W minionym tygodniu miałam w pracy istny młyn i przed końcem miesiąca raczej nie zanosi się na poprawę. Przez najbliższe dwie niedziele (!) także muszę być w szkole, bo mamy oficjalne wystąpienia na zakończenie "Learning by Project" (pisałam o nim wcześniej), które zatruwa nam życie od dwóch miesięcy. Do tego miotam się znowu z wizą, która traci ważność za dwa tygodnie, a przedłużenie jej okazało się jednak bardziej skomplikowane i kosztowne, niż pierwotnie zakładano (bo 700zł za parę papierów i pieczątek to jednak trochę przesada). Nie wchodząc w szczegóły: muszę przedłużyć obecną visę non-B o trzy miesiące (czyli do końca umowy o pracę), co wymaga ode mnie nowego pozwolenia o pracę (150zł za ten okres trzech miesięcy), którego z kolei nie dostanę bez zdania egzaminu TOEIC, także za 150zł (Test of English for International Communication; wcześniej nie był wymagany, więc TEFL wystarczył, ale teraz zmieniły się zasady; egzaminy Cambridge - w tym moje CAE - w ogóle nie są w Azji uznawane), faktycznego przedłużenia mojej obecnej wizy za 200zł ORAZ tymczasowego jej przedłużenia o siedem dni za... kolejne 200zł, bo na tajską biurokrację potrzeba będzie jednak więcej czasu, niż to się wydawało na początku. Nie muszę chyba mówić, co myślę o kompetencji osób, które odpowiedzialne są w mojej szkole za pomoc z załatwieniem wiz, bo męczyłam ich o to już od przeszło miesiąca (moją ulubioną odpowiedzią już chyba zawsze będzie "I'm not suuuuureeee"). Tak czy inaczej, to wszystko też nie jest pewne, bo zaczynamy powtórkę z rozrywki jeśli chodzi o protesty w Bangkoku i większość instytucji oraz szkół (poza moją...) jest po prostu nieczynna. Na dzisiaj zapowiedziano wielkie "Bangkok shut down", czyli "zamknięcie Bangkoku". Zaczęło się już wczoraj wieczorem, gdy protestujący zablokowali kilka ulic w centrum miasta, ale dzisiaj sytuacja znacznie się pogorszyła - wszystkie centralne punkty, skrzyżowania, przejścia itd. są pozamykane, a tysiące ludzi na ulicach domaga się tego, co uważa, że im się należy (słusznie lub nie). Nie wiadomo, kiedy to się skończy, ale oby jak najszybciej, bo centrum jest w tej chwili sparaliżowane. Dlatego też nie jest pewne, czy będą mogła zdawać w tym tygodniu TOEICa, a jeśli nie, to co z moją wizą... Kocham Tajlandię <3.
|
Dlatego nad wodą jest przyjemniej! Wczoraj było różowo:) |
Całe szczęście, że mam deskę, słońce i wake park, a wraz z nimi trochę wytchnienia. Gdy w zeszłą niedzielę rano wylądowałam zmęczona w Bangkoku (w samolocie nie zmrużyłam oka, bo siedział koło mnie jakiś wielki Rosjanin wbijając mi co pięć minut łokieć w żebra), nie wahałam się nawet przez chwilę - godzinna drzemka w domu (budzik dzwonił chyba dosyć długo, żeby mnie po tej godzinie dobudzić), szybki prysznic (ale najpierw atak rozpaczy, bo nie było wody; po drzemce już włączyli) i z wybiciem godziny 13.00 byłam już w drodze nad jezioro. To był mój sposób na przechytrzenie jet lagu! Gdybym niechybnie gdzieś usiadła i zasnęła na resztę dnia, to mogłabym zapomnieć o przespanej nocy, a potem wstaniu o 6.00 rano do pracy. Woda i deska były więc jedynym ratunkiem i spisały się na medal.
|
Nastąpiły zmiany w zębach! |
Ale jest jeszcze jedna, wspaniała wiadomość! Wspaniała dla mnie :). Co prawda umowę w szkole mam do końca kwietnia, ale okazało się, że zajęcia są w rzeczywistości tylko do końca lutego! Następnie pierwszy tydzień marca to czas egzaminów, potem dzieciaków już nie ma, a my, uciemiężeni nauczyciele, siedzimy jeszcze do końca miesiąca nad stertą papierów, poprawiając ostatnie eseje i zawyżając ostateczne oceny. Aż w końcu nadchodzi kwiecień, który jest... WOLNY. Wolny i płatny ;). A co potem... Co potem? :) Do Songkran (Tajski nowy rok, 13-15 kwietnia) będę pewnie leniuchować, a później mam w planie kilka tygodni podróży po Azji. A jeszcze później... A jeszcze później to się zobaczy!
|
KitKat o smaku zielonej herbaty - rozczarował mnie! |
A na zakończenie, przy okazji tego pierwszego, noworocznego postu, chciałabym
podziękować wszystkim tym, którzy czytają, czytują lub choćby nawet
tylko oglądają mojego bloga. Byłam naprawdę zaskoczona gdy dowiedziałam się, jak wiele osób, których nawet nie znam, zagląda tu regularnie! Z tego miejsca chciałabym też serdecznie pozdrowić pana Zygfryda :). Wszystkim życzę samych radości w nowym roku, dalekich i bliskich podróży oraz spełniania marzeń, które często wcale nie są tak nieprawdopodobne, jak nam się wydaje ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz