Miało być od razu o Wake Park World Series, czyli naprawdę imponujących zawodach, które odbyły się w miniony weekend, ale najpierw muszę jednak napisać o grudniowych szaleństwach pogodowych i tajskiej gorączce przedświątecznej.
|
Choinka jest, ale magii Świąt jakoś nadal brak |
Siedzę właśnie w pracy, a za oknem taki wicher, że kitesurferzy chwyciliby pewnie od razu za deski i uciekli na najbliższą plażę. Dzieci biegają po korytarzach, krzycząc: "Teacherrrr! Snoowyyyy!". Oczywiście do śniegu nam daleko, ale przez ten wiatr faktycznie zrobiło się dość chłodno. Jest to dokładne przeciwieństwo wczorajszego dnia, gdy powietrze nieznośnie stało w miejscu i bylo tak duszno, że od samego rana zlana byłam potem. Ku zdziwieniu wszystkich, duchota skończyła się w nocy deszczem; a przecież jest sam środek pory suchej i nie powinna spaść ani kropla! Już początek grudnia był zresztą podejrzany - w nocy zrobiło się zimno (a nawet bardzo zimno, jak na tutejsze warunki), a ranne powietrze miało nawet 18 stopni. Może zabrzmi to śmiesznie, ale chyba po raz pierwszy spałam przy otwartym oknie (w Tajlandii otwarte okna zwykle podnoszą temperaturę, zamiast ją obniżać) i również po raz pierwszy zaczęłam korzystać z ogrzewacza wody pod prysznicem (nie jestem pewna, jak to się nazywa??), który niekoniecznie jest oczywistym elementem wyposażenia łazienki, więc co niektórzy mi go pozazdrościli. Na szczęście w ciągu dnia temperatura raczej nie spada poniżej 30 stopni, więc myślę, że jakoś to wszyscy przetrwamy ;). Na pocieszenie dodam, że to "mroźne" 18 stopni w nocy jest tylko na peryferiach miasta, bo w samym Bangkoku nigdy nie jest nawet chłodno.
|
Świąteczne zakupy! Tutaj Chatuchak, inaczej JJ Market |
|
Jest i czapka! :) A w tle kolorowa choinka przy Siam. |
Grudzień mija szybko, a ja myślę już tylko o Świętach i powrocie do domu. Na szafce w pracy powiesiłam kalendarz adwentowy (musiałam się trochę naszukać, żeby go kupić!), który wzbudził ciekawość chyba każdego, kto koło niego przeszedł. Tydzień temu wybrałam się też z Chelsea, Kiddeem i P'Kaew na zakupy świąteczne, które zajęły nam calutki dzień i doszczętnie wykończyły, ale za to były owocne :). Kupiłam sobie nawet czapkę! Jest to więc w tej chwili najbardziej zimowe odzienie, jakie tu posiadam. Tajlandia też się stara, żeby coś z tych Świąt mieć i jakoś je "obchodzić", ale hasło "Poczuj magię tych Świąt" nigdy nie będzie tu pasować. Co prawda już na początku grudnia zabłysła we Future Parku wielka choinka (ta, którą "budowali" pod koniec listopada), a w witrynach sklepowych widać gdzieniegdzie świąteczno - noworoczne dekoracje, ale na co komu dekoracje, skoro i tak żaden Taj nie wie, czym są Święta? Zdaję sobie sprawę, że niełatwo jest uciec od komercji, ale nadal nie rozumiem tego ślepego pożądania za "zachodem". W mojej szkole na przyklad "obchodzimy Święta" w najbliższy piątek, czyli 20. grudnia. Nie dlatego, żeby później miało być wolne, bo nie jest, ale dlatego, że dyrekcja taką datę sobie "wybrała". Ale jak by to skomentował każdy mieszkający w Tajlandii farang*, "T.I.T.", czyli "This Is Thailand". I już!
Zostały cztery dni!!! Nie mogę się doczekać!!!
*Gwoli przypomnienia: "farang" to powszechne określenie osoby spoza krajów azjatyckich, raczej białej
P.S.: W podsumowaniu grudniowych wydarzeń nie może zabraknąć skorpiona, na którego niedawno skusiłam się na Khao San! Zjadłam całego, nie był taki zły :)
|
Skorpion na patyku |
Jeszcze jedno P.S.: Pamiętacie szczeniaki, które były u nas w szkole? Ostał się jeden (choć i tego ktoś już chyba w zeszłym tygodniu ostatecznie zabrał) i dzieci uwielbiały się z nim "bawić", np. na zjeżdżalni...;) Staraliśmy się go w miarę możliwości ratować!
|
Ciężkie życie szkolnego szczeniaka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz