poniedziałek, 9 grudnia 2013

"Learning by Project"

Nasze ukulele
Pod koniec listopada zaczęliśmy projekt pod hasłem "Learning by project"; trwał całe dwa tygodnie, więc dopiero dziś, por raz pierwszy od 14 dni, mieliśmy normalne zajęcia (w końcu!). W projekcie uczestniczyły wszystkie dzieci z programu English Program, a wraz z nimi nauczyciele - mniej lub bardziej tym wszystkim zachwyceni. Generalnie założenie było dobre (dzieci przydzielone zostały do poszczególnych grup tematycznych, na przykład matematycznej, kulinarnej, itd., w których przez kolejne dwa tygodnie uczyły się, ćwiczyły i wykonywały różne zadania), ale jak to w Tajlandii, realizacja gorsza. Mnie przypadła grupa "Ukulele" (udało mi się wymusić zmianę z grupy "Mali przewodnicy" po tym, jak dowiedziałam się, że druga nauczycielka w grupie ukulele nie umie grać na tym, ani na żadnym innym instrumencie).

Ukulele brzmi uroczo, ale wyobraźcie sobie, że:

- w Waszej grupie są wyłącznie pierwszoklasiści (21 sztuk, biegający i wrzeszczący), z których tylko kilkoro zna najbardziej podstawowe chwyty na ukulele, a reszta po prostu wali na oślep;

- spędzacie razem sześć godzin dziennie, mając tylko jedną przerwę (3h + 1h przerwa na lunch + 3h), więc na popołudniowej sesji ledwo starcza Wam głosu;

- macie pracować razem z drugą nauczycielką, której wkład pracy ma być przynajmniej taki sam, jak Wasz, ale okazuje się, że jest ona siostrzenicą tajskiej dyrektorki... tak więc pracujecie Wy, a Wasza "pomoc" - jeśli w ogóle jest w sali - gra w gry na telefonie;

Showgoon - mały wielki rozrabiaka
- musicie napisać przesadnie szczegółowy plan zajęć na każdą GODZINĘ pracy, uwzględniając absolutnie wszystko; przypominam, że godzin jest dziennie sześć, tygodni dwa, a osób, które faktycznie ten plan przeczyta - zero (pisałam go przez pół dnia);

- musicie nauczyć dzieci grać na ukulele i śpiewać dwie piosenki, które w bliżej nieokreślonej przyszłości zaprezentujecie na scenie przed zgromadzonymi rodzicami, nauczycielami, dyrekcją szkoły, i tak dalej; nie zapominając też o odpowiedniej choreografii, prezentacji wykonanych prac oraz przygotowanym (przez Was i tylko przez Was) pokazem slajdów (w końcu trzeba pokazać zdjęcia i filmy ze wspólnie spędzonych radosnych chwil...)

Słodko, prawda? :) Ale projekt skończony, choć najtrudniejsze - czyli przedstawienie - jeszcze przed nami. Kiedy to będzie? Tajski czas pokaże. Niewykluczone, że dowiemy się o tym pół godziny wcześniej.


A Khaopun ćwiczy i ćwiczy!
Wierzy się, że instrumenty mają duszę, dlatego przed grą trzeba się ukłonić. Tutaj w muzeum, przed grą na cymbałkach.

Jednego dnia tajska nauczycielka (ta, która miała ze mną pracować, ale jej się nie chciało) postanowiła mnie przebrać w tradycyjny, tajski strój. To było akurat fajne! Myślałam, że pójdzie raz dwa, a tu... "Najpierw makijaż!". No jak makijaż, to makijaż. Tak więc nakładanie tapety na moją twarz (naprawdę, to była gruba, namacalna i odczuwalna z każdym oddechem tapeta, ale tak właśnie miało być; przykleili mi nawet sztuczne rzęsy!) zajęło około 40 minut. Następnie było upinanie włosów - dobre 30 minut, a w końcu owijanie mnie w kolejne warstwy stroju - 20 minut. Koniec końców, chodziłam tak ubrana i wymalowana przez cały dzień ("Teeeeacherrrr B!!!!! Beauuuuutiiiiifulllll!"), i dopiero przed wyjściem ze szkoły przebrałam się i zmyłam z twarzy maskę. Na zdjęciach wyszłam trochę sztywno, ale twarz i włosy uniemożliwiały mi swobodny ruch głową... ;)

W trakcie przygotowań
Ta daaam! Tu z moją charakteryzatorką
Tak, to naprawdę ja!



A na zakończenie jeszcze taki krótki filmik... :) Karne śpiewanie dla chłopaków, którzy byli tak paskudni, że nawet wyrzucanie ich do sali obok na niewiele się zdało... Przed Wami Showgoon, Noo Noo, Def, Trio, Fame i Art!





P.S. Dziś w Bangkoku miał miejsce największy zapowiadany protest; szacuje się, że przyszło około 100 tysięcy ludzi. Premier Tajlandii ogłosiła rano rozwiązanie parlamentu i zapowiedziała rozpisanie nowych wyborów parlamentarnych. Mimo to, "żółte koszule" nie planują zaprzestania protestów; mówi się, że opozycja nie chce nowych wyborów, bo obawia się przegranej (co w obecnej sytuacji chyba nikogo dziwi).

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Taaak, a różowy ba ustach to nie jest mój ulubiony kolor...:P Gdybym wiedziała, to bym poprosiła chociaż o czerwony, ale to powstało z mieszanek różnych kolorów, a ja nie miałam przed soba lustra i nie widziałam, co mi nakładaja...haha :D

      Usuń
  2. Buahahahaha, dzieciaki świetnie śpiewają:D

    OdpowiedzUsuń
  3. BTW, wpadasz w przerwie do Warszawy?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję (za śpiewanie), moja szkoła haha ;)

      A do Warszawy to ja przylatuję i stamtąd też wylatuję ;) W międzyczasie wpaść nie zdążę, ALE jest (mała) szansa, żeby się na chwilę spotkać w piątek wieczorem, 3,01, jeśli będziecie ;) Dam znać co i jak!

      Usuń
    2. No to czekamy na wiadomość:)

      Usuń