poniedziałek, 18 listopada 2013

Szaro - różowa codzienność

Od dwóch tygodni stąpam już twardo po ziemi, wstając o 6.00 rano do pracy i przeklinając poniedziałki (oraz wtorki, środy i czwartki, bo w piątki już jakoś tak lepiej). Dzieje się wszystko i nic, z czego zdecydowanie nie lubię części "nic". Przesiadywanie w budynku szkoły do 16.30 jest moją zmorą (16.30 brzmi co prawda całkiem nieźle, ale przypominam o tutejszych odległościach; do domu docieram około 18.00, a wtedy już zachodzi słońce), za to w weekendy staram się to sobie wszystko jakoś wynagrodzić. Wczoraj świętowaliśmy Loy Krathong (zdjęcia wrzucę w kolejnym poście!), więc po czterech godzinach snu, całym dniu w pracy i wstrętnych kulkach wieprzowych ("wieprzowych"), na które nieopatrznie się skusiłam, czuję się jak tajski wywłok. Ale wywłok nie wywłok, czas uporządkować minione dwa tygodnie.

Szkoła. Z dnia na dzień coraz bardziej nie znoszę tego miejsca. I to wcale nie dlatego, że wiecznie wyglądam jak zombie (wyraz twarzy z 6.00 rano utrwala mi się na cały dzień), ale dlatego, że tajski system edukacji (= brak systemu) coraz bardziej daje mi się we znaki. Jak już pisałam naście razy, uczę w trybie English Program (tzw. EP), będącym sielanką w porównaniu z Normal Program, które od normy odbiega dość znacznie. Ale mimo to, wisi nad nami tajska przełożona, której wszyscy najchętniej by się pozbyli; cóż z tego, skoro ona postanowiła przeczekać na najwyższym stanowisku aż do emerytury. Co jakiś czas mamy więc dzięki niej zapewnioną rozrywkę w postaci bezsensownej, papierkowej roboty; musiałam na przykład CZTEROKROTNIE przepisywać oceny wszystkich klas i z wszystkich przedmiotów - których mam łącznie 18! - bo z dnia na dzień zmieniała wygląd ostatecznego formularza. Pomijam już, że fraza "nie możesz dać mu mniej, niż 7 na 10 punktów, bo rodzice będą niezadowoleni" doprowadza mnie do szału, ale jestem w tym przypadku bezradna. Zmieniłam za to trochę moje własne metody i po prostu męczę uczniów tym samym testem tak długo, aż w końcu go porządnie zaliczą.

A propos uczniów - zapytałam dziś szóstoklasistów, czy znają jakieś kraje Europy południowej. Jakiekolwiek! W odpowiedzi otrzymałam Afrykę i Peru. Ale geografię wprowadza się dopiero w klasie siódmej... W związku z tym też większość Tajów uważa, że ich kraj jest na kontynencie "South East Asia" (południowo - wschodnio azjatycki). Cóż...

Ale żeby było sympatyczniej, to wraz z początkiem nowego semestru pojawiły się też u nas szczeniaki! :) Jedna z ulicznych suk, która teren szkoły traktowała pewnie jak swój dom (tak, po szkole szwendają się czasami psy), urodziła sześć uroczych szczeniaczków, które miały swoje schronienie w krzakach - niestety w samym centrum zabaw dzieciaków. Dzieci jak to dzieci, ciągle nad tymi pieskami przesiadywały. W końcu, dla dobra tych małych i dużych, strażnicy wynieśli je poza bramę szkoły. Ale... już po kilku dniach pieski i dumna mama były z powrotem! :) Tym razem pod jednym z podwórkowych stołów. Jednak znowu zostały gdzieś wyniesione - prawdopodobnie dalej, bo póki co nie wróciły. Ale to chyba dobrze, bo lada moment zaczną chodzić, a sześciu szczeniakom biegającym z dzieciakami po szkole wróżyłabym raczej kłopoty

Szczeniaki wróciły, tym razem pod stół
Tyle o pracy. Bo najważniejszą w tej chwili nowiną jest moja nowa, piękna deska, kupiona dwa tygodnie temu!!!! Pominę już specyfikację techniczną, bo pewnie nie wszystkich to interesuje, ale grunt, że jest zupełnie inna od poprzedniej - bardzo miękka i bez pomocniczych finów, czyli gładka pod spodem (to jak porównywać jazdę na rolkach i na łyżwach - niby podobne, ale jednak nie). Dobre parę dni zajęło mi przyzwyczajenie się do niej, ale ostatecznie jest super!

Jest i ona! LF Super Trip 2014

A na koniec jeszcze świąteczny akcent. Mimo, że w buddyjskiej Tajlandii Świąt się oczywiście nie obchodzi, to przecież wszystko, co zachodnie, to niezbędne; nieważne, czy z sensem, czy bez. W 7-11 pojawiła się więc już kawa w świątecznych kubkach, a przed Future Parkiem (centrum handlowe pomiędzy moim domem i pracą) zaczęto stawiać rusztowanie pod całkiem pokaźnych rozmiarów choinkę. Nic, tylko kupować prezenty i śpiewać kolędy!

Będzie choinka
Sztuczny klimat sztucznych Świąt, ale zawsze coś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz