Szkoła. Z dnia na dzień coraz bardziej nie znoszę tego miejsca. I to wcale nie dlatego, że wiecznie wyglądam jak zombie (wyraz twarzy z 6.00 rano utrwala mi się na cały dzień), ale dlatego, że tajski system edukacji (= brak systemu) coraz bardziej daje mi się we znaki. Jak już pisałam naście razy, uczę w trybie English Program (tzw. EP), będącym sielanką w porównaniu z Normal Program, które od normy odbiega dość znacznie. Ale mimo to, wisi nad nami tajska przełożona, której wszyscy najchętniej by się pozbyli; cóż z tego, skoro ona postanowiła przeczekać na najwyższym stanowisku aż do emerytury. Co jakiś czas mamy więc dzięki niej zapewnioną rozrywkę w postaci bezsensownej, papierkowej roboty; musiałam na przykład CZTEROKROTNIE przepisywać oceny wszystkich klas i z wszystkich przedmiotów - których mam łącznie 18! - bo z dnia na dzień zmieniała wygląd ostatecznego formularza. Pomijam już, że fraza "nie możesz dać mu mniej, niż 7 na 10 punktów, bo rodzice będą niezadowoleni" doprowadza mnie do szału, ale jestem w tym przypadku bezradna. Zmieniłam za to trochę moje własne metody i po prostu męczę uczniów tym samym testem tak długo, aż w końcu go porządnie zaliczą.
A propos uczniów - zapytałam dziś szóstoklasistów, czy znają jakieś kraje Europy południowej. Jakiekolwiek! W odpowiedzi otrzymałam Afrykę i Peru. Ale geografię wprowadza się dopiero w klasie siódmej... W związku z tym też większość Tajów uważa, że ich kraj jest na kontynencie "South East Asia" (południowo - wschodnio azjatycki). Cóż...
Ale żeby było sympatyczniej, to wraz z początkiem nowego semestru pojawiły się też u nas szczeniaki! :) Jedna z ulicznych suk, która teren szkoły traktowała pewnie jak swój dom (tak, po szkole szwendają się czasami psy), urodziła sześć uroczych szczeniaczków, które miały swoje schronienie w krzakach - niestety w samym centrum zabaw dzieciaków. Dzieci jak to dzieci, ciągle nad tymi pieskami przesiadywały. W końcu, dla dobra tych małych i dużych, strażnicy wynieśli je poza bramę szkoły. Ale... już po kilku dniach pieski i dumna mama były z powrotem! :) Tym razem pod jednym z podwórkowych stołów. Jednak znowu zostały gdzieś wyniesione - prawdopodobnie dalej, bo póki co nie wróciły. Ale to chyba dobrze, bo lada moment zaczną chodzić, a sześciu szczeniakom biegającym z dzieciakami po szkole wróżyłabym raczej kłopoty
Szczeniaki wróciły, tym razem pod stół |
Jest i ona! LF Super Trip 2014 |
A na koniec jeszcze świąteczny akcent. Mimo, że w buddyjskiej Tajlandii Świąt się oczywiście nie obchodzi, to przecież wszystko, co zachodnie, to niezbędne; nieważne, czy z sensem, czy bez. W 7-11 pojawiła się więc już kawa w świątecznych kubkach, a przed Future Parkiem (centrum handlowe pomiędzy moim domem i pracą) zaczęto stawiać rusztowanie pod całkiem pokaźnych rozmiarów choinkę. Nic, tylko kupować prezenty i śpiewać kolędy!
Będzie choinka |
Sztuczny klimat sztucznych Świąt, ale zawsze coś! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz