wtorek, 19 listopada 2013

Kolejny Loy Krathong

To zabawne, jak wraz z upływem czasu, święta zaczynają się powtarzać. Pamiętacie Loy Krathong? Mówiąc w skrócie: wianki na wodzie, lampiony i odganianie złych duchów. Zapominalskich odsyłam do zeszłorocznego wpisu; odnośnik tutaj: http://zyciepotajsku.blogspot.com/2012/12/loy-krathong.html

Loy Krathong był w niedzielę, ale w szkole zaczęliśmy świętowanie już w piątek. Lekcje odbywały się co prawda w miarę normalnie, za to każda z klas miała w którymś momencie przerwę na przygotowanie wianków i wybranie się z nimi nad pobliski strumyk. Mnie udało się dołączyć do czwartoklasistów, z którymi miałam mieć akurat zajęcia (nie wiem, komu bardziej się upiekło; mnie, czy im!), dzięki czemu zrobiłam swój własny wianuszek z liści bananowca, a potem odprawiłam go na dobre ze wszelkimi złymi duchami.

Czwartoklasiści i ja robimy wianki
Produkt końcowy dość pokraczny, ale mieliśmy mało czasu!
Modlitwa przed odprawieniem złych duchów w siną dal
I odpłynęły!
Mój również :)
Jednak faktyczny Loy Krathong, jak pisałam, miał miejsce dopiero w niedzielę. Nie chciałam przegapić świętowania, tak samo zresztą jak kilkoro moich znajomych, więc mimo, że wszyscy byliśmy zmęczeni weekendowym pływaniem, wybraliśmy się razem do Bangkoku. Wojtek - Niemiec polskiego pochodzenia, który przyjechał do Thai Wake Parku na kilka miesięcy; nie mówi niestety po polsku, za to robi całkiem ładne zdjęcia, a te poniżej są jego autorstwa; Maxim i Massi - bardzo sympatyczni pro-riderzy; pływają głównie za motorówką, ale przyjechali do Tajlandii na kilka tygodni potrenować na kablu; Pat - ten sam, który był ze mną w Laosie, i ja. Warto było poświęcić ten wieczór i pójść następnego dnia do pracy nieco zmarnowaną!
 
Od lewej: ja, Maxim, Massi i Pat. A na niebie lampiony!
Massi i Maxime odpalają lampion
Było też bananowe roti z Nutellą. Nikt nie oparł się pokusie! ;)
Ozdobne lampiony

1 komentarz: