Przez te kilka miesięcy napstrykałam całkiem sporo ciekawych i mniej ciekawych zdjęć, z których większość nie ujrzała i pewnie nie ujrzy już światła dziennego. Ale wśród nich znalazło się też kilka, które wybrałam do publikacji; nie dlatego, że są ładne, ale dlatego, że w jakichś sposób opisują Tajlandię. Albo mnie, sama już nie wiem. Z przykrością jednak muszę zaznaczyć, że większość z nich jest koszmarnej jakości, poruszona lub bez odpowiedniego światła, a to dlatego, że robiona najczęściej telefonem, który zawsze mam pod ręką. Ale kiedyś się w tym temacie poprawię. A póki co, oglądajcie i nie grymaście!
* * *
Parę dni temu byłam na szkoleniu tajskich nauczycieli w Cha-am. Widok z hotelu był niczego sobie, plaża pusta... Ale nie, nie myślcie sobie, że było mi dane na niej poleżeć! Praca pozostała pracą. A na kąpiel w morzu załapałam się w nocy ;)
Kolejne szkolenie, które prowadziłam w minionym miesiącu, było w Pathum Thani (moja prowincja), jednak dokładnie po przeciwnej stronie niż ta, gdzie mieszkam. Pola, palmy i puste drogi, a pośrodku tego wszystkiego szkoła. Dzieciaki były strasznie podekscytowane na mój widok! ;) Na zdjęciu budynek stojący przy szkole.
Za to moje okolice wyglądają trochę tak, jak chyba wielu z nas wyobraża sobie Tajlandię. Mieszkam wśród kanałów, a wzdłuż nich stoją zwykle sypiące się, zamieszkane szałasy. To zdjęcie przedstawia akurat koniec mojej ulicy - tuż obok stoją porządne domy z prawdziwego zdarzenia. Jak już wielokrotnie mówiłam, Tajlandia to kraj kontrastów.
A od tego powinnam była zacząć! Pod koniec maja dotarły do mnie kartki Wielkanocne. Chyba zaginęły gdzieś w tajskiej czasoprzestrzeni. Tydzień później dostałam też kartkę z okazji Dnia Kobiet. Nie wiem, co się z nią działo przez 3 miesiące!
Skoro już jesteśmy przy moich zdjęciach, to tego pieska spotkałam jakiś czas temu w wake parku. Mały pływak w kapoczku! Był absolutnie przeuroczy!
A tutaj uczę się gotować jedno w moich ulubionych dań, czyli wieprzowinę (wówczas zastąpiona kurczakiem) z czosnkiem, chili i bazylią. Oczywiście z ryżem! No i sosem rybnym. Łatwa w przygotowaniu, ostra i pyszna! Po tajsku "kaau raat kaprau muu saab" (zapis fonetyczny własny).
Za to gotowanie z półproduktów nie zawsze będzie łatwe, jeśli będziemy polegać wyłącznie na instrukcji z opakowania! Angielski niekoniecznie będzie angielskim, niemiecki też niekoniecznie niemieckim.... ;) Sama jednak nie gotuję w domu, bo nie mam na czym. Szukałam po prostu przepisów na przyszłość!
A tego dżentelmena spotkałam w zeszłym tygodniu w warsztacie samochodowym. Pojechałam upewnić się, że mój motocykl jest w miarę bezpieczny, i że w czasie jazdy nie odpadnie mu koło. Spędziłam tam bardzo sympatyczne pół godziny. Ulubionym serialem mojego modela jest azjatycka wersja Power Rangers. Zaprezentował mi nawet ich ruch bojowy!
A propos warsztatów samochodowych, to w różnych takich "otwartych" miejscach (warsztaty, sklepy, itd.) wiszą często klatki z ptakami. Nie jestem do końca pewna, czy to tak dla frajdy, czy ze względu na wierzenie, że wypuszczenie uwięzionego ptaka symbolizuje wolność duszy. Przypuszczam jednak, że nawet jeśli taki ptak zostanie uwolniony, to koniec końców wróci do swojej klatki.
A tutaj kapliczka zwana popularnie "Domem Duchów", choć mnie ta nazwa zupełnie nie przekonuje. Takie kapliczki stoją na każdym kroku; Tajowie zostawiają przy nich napoje i jedzenie, żeby zaskarbić sobie przychylność duchów. Dręczyło mnie jednak pytanie, dlaczego czasem stawiana jest tylko Fanta truskawkowa?! Wyjaśniono mi, że Fanta truskawkowa jest dla "młodych" duchów. Bo przecież wiadomo, że dzieci lubią to, co słodkie, w tym Fantę truskawkową (która jest, w rzeczy samej, obrzydliwie słodka), więc "młodym" duchom też ona na pewno zasmakuje... :)
Nie ma się co śmiać, tak wygląda nieklimatyzowany autobus w mojej dzielnicy! I Tajowie wracający z pracy. Ale bez obaw, w samym Bangkoku załapiemy się zwykle na coś lepszego. Zresztą nieklimatyzowane autobusy też mi nie przeszkadzają, chyba że stoimy godzinami w korku, lub uderzam głową o zamontowane na suficie wiatraki.
A co do podróżowania komunikacją miejską, to sposobów jest wiele. Tak samo, jak wiele jest sposobów na wygodną drzemkę w metrze. A może to po prostu taka nowa moda?
Tak jak na przykład ta! Jestem pewna, że co niektóre Azjatki odważyłyby się nałożyć takie buty. A ja... no cóż, wtedy byłabym już wyższa od przeciętnego Taja o dobry metr!
Ale moda na "Gangnam style" już pewnie nigdy nie minie.... Kto nie zna, niech pozna! Bo w Azji to już nie tylko piosenka. To styl życia!
Za to moda na iPhony i całą iElektonikę jest trochę przygnębiająca... Niedaleko mnie jest klinika dentystyczna "iSmile", a niedawno przejeżdżałam koło kolejnej, "iDenstist". Na zdjęciu trójka tajskich nastolatków podczas wspólnego lunchu. Razem, ale jednak osobno.
A tę dziewczynkę spotkałam na przystanku, gdy czekała z mamą na autobus. I była tak strasznie skupiona na tym swoim soku z woreczka!
I na zakończenie - polski akcent w Tesco! Nie wiem, skąd się wzięły i nie mam pojęcia, w jaki sposób Tajowie czytają ich nazwę... Ale są! "Śmiej żelki, żelki owocowe wzbogacone witaminami". Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz