niedziela, 30 września 2012

Sawadee-kha, Bangkok!

Lotnisko  w Abu Dhabi
Stało się. W piątkowy wieczór wylądowałam na międzynarodowym lotnisku w Bangkoku. Po odczekaniu należnych 45 minut w kolejce do odprawy paszportowej i wizowej (przy czym nie posiadając biletu powrotnego, miałam pewne obawy) i perypetiach związanych z bagażem, udało mi się w końcu odnaleźć "oficjalny" postój taksówek, czyli takich, które wyposażone są w taksometry. Jak już wcześniej udało mi się zorientować (dziękuję informatorom!:) ), ich używanie wcale nie jest w Tajlandii takie oczywiste, a wsiadając do taksówki powinniśmy wyraźnie zaznaczyć, że chcemy, aby taksometr został włączony. Mój kierowca (ani żaden później poznany) nie mówił po angielsku, ale do przekazania tak prostej informacji nie potrzeba nawet języka, wystarczy pokazać. Dobrze zrobiłam, mając zapisany na kartce adres zarówno po tajsku (dla taksówkarza), jak i alfabetem łacińskim (dla mnie), bo nie wiem, czy i gdzie byśmy dojechali.

Pierwsze, co poczułam, gdy przekroczyłam próg lotniska? Upał. Było co prawda późno, a słońce już dawno zaszło, ale padało (pora deszczowa kończy się wraz z październikiem), co znacznie spotęgowało wrażenie duchoty. Dzięki Bogu, Tajowie lubią klimatyzację, którą spokojnie mogłam się delektować na tylnym siedzeniu taksówki.

Budynek, przed którym wysiadłam, okazał się całkiem przyjemny, a otoczenie iście tajskie. Pokój mam spory, z podstawowym wyposażeniem, wielkim łóżkiem, łazienką, balkonikiem, internetem i klimatyzacją, czego chcieć więcej? Może jeszcze tylko obsługi w recepcji mówiącej po angielsku :) Koniec końców, udało nam się jakoś porozumieć, aczkolwiek nie będę już więcej udawała odkurzacza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz