Straszna pustka na moim blogu nie dlatego, że nie mam o czym pisać, ale dlatego, że nie mam kiedy!
Ostatni miesiąc w skrócie:
1. Przez te parę tygodni po powrocie z Birmy chodziłam nieco nieprzytomna, próbując pogodzić pracę z dość częstymi wówczas wizytami na Khao San (tak jakoś wyszło, że bez przerwy nadarzała się okazja, żeby coś oblewać), co poskutkowało znacznie zredukowanym czasem na sen i na wszystko inne. Od 1. kwietnia jestem też oficjalnie wolnym człowiekiem (czyt. bezrobotnym), a co za tym idzie, szczęśliwym. A i pensję mam jeszcze do końca tego miesiąca!
2. Ledwo zdążyłam zasmakować wolności, a już 3. kwietnia leciałam do Hanoi, żeby tam spotkać się z moją siostrą i razem z nią rozpocząć naszą podróż po Wietnamie - przez 10 dni udało nam się zobaczyć całkiem sporą część kraju! Do Bangkoku przyleciałyśmy - tym razem obie - w sobotę; w samą porę na rozpoczynający się Songkran, czyli Tajski Nowy Rok.
3. Całą niedzielę spędziłyśmy na ulicach miasta polewając się wodą, za to wieczorem świętowałyśmy 30. urodziny Chelsea. Poniedziałek, wtorek i dzień dzisiejszy przeznaczyłyśmy na różnego rodzaju rozrywki, o których mowa będzie później ;).
4. Marysia zostaje już tylko do jutra, bo wieczorem ma samolot do domu (ktoś musi pomalować wielkanocne jaja... eh!). Ja natomiast pakuję plecak i w piątek rano jadę z Chelsea na Koh Samed poleniuchować trochę na plaży (nie ma Wielkanocy, za to jest ocean - coś za coś!).
Liczę na to, że powyższe punkty usprawiedliwiają trochę mój zaniedbany blog! Cały przyszły tydzień poświęcę za to na nadrabianie zaległości - będzie można więc co nieco poczytać pomiędzy jednym i drugim kęsem mazurka :).
Zatęskniłam właśnie trochę za Domem.
Wesołych Świąt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz